Wojenne losy niektórych braci, śledzone z perspektywy wielu lat, wydają się szczególnie ciekawe a czasem wręcz nieprawdopodobne. Problemy z jakimi musieli się zmagać wydają się nam bardzo odległe a jednak nadal czegoś na uczą. Z całą pewnością jest tak w przypadku o. Kapistrana Holte, pół Niemca, pół Polaka, któremu obrywało się za ten fakt z jednej i drugiej strony.
Paul Holte urodził się 27.06.1894 r. w Bochum, w Westfalii, w rodzinie Fryderyka i Ludwiki Olej. Ojciec był Niemcem a mama Polką. Do Zakonu wstąpił w 1915 r. i nowicjat rozpoczął 6.05. tego roku otrzymując imię brat Kapistran. Profesję czasową złożył 7.05.1916 r. Rok normalnej formacji zakonnej przerwała mu trwająca wojna światowa. Jak wielu młodych braci został zmobilizowany do wojska, ale nie zachowała się żadna wzmianka o tym na jakim froncie przebywał. Dopiero po wojnie mógł powrócić do zakonu i złożyć profesję wieczystą 1.01.1922 r. Do tego czasu jego formacja odbywała się we Wrocławiu, ale wraz z przejściem do komisariatu panewnickiego został przeniesiony do Krakowa, gdzie dokończył studia u franciszkanów konwentualnych. Święcenia prezbiteratu przyjął w katedrze na Wawelu 22.09.1923 r. z rąk arcybiskupa Adama Sapiehy.
Trudno dociec, gdzie była jego pierwsza placówka po święceniach, ale wiemy, że od 1926 r. był w Rybniku jako misjonarz a od 1929 r. w Osiecznej jako wikary domu. W 1931 r. kiedy prowincja odzyskała Kalwarię w Pakości na Kujawach o. Kapistran został tam pierwszym przełożonym. W 1938 r. został przeniesiony do Wielunia. Przez cały okres międzywojenny specjalizował się w kaznodziejstwie ludowym.
Sam wybuch wojny zastał go w Pabianicach, gdzie głosił akurat misje ludowe. Gdy wrócił, klasztor był już opustoszały. Okazało się jednak, że jako pół Niemcowi, to właśnie jemu powierzono posługę duszpasterską w kościele klasztornym, z tym, że był to już „kościół niemiecki”. Miejscowe władze najpierw kazały mu umieścić na drzwiach kościoła napis – Für Polen verboten. Zakłopotany o. Kapistran umieścił ten napis, ale na drzwiach, którymi akurat nikt nie wchodził. Do dzisiaj zresztą w Wieluniu wchodzi się bocznymi drzwiami. W dodatku napis umieścił na kartce wielkości 5/20 cm. Dopiero w 1944 r. ktoś z władz zorientował się w sprawie i pod groźbą aresztowania kazano mu ten napis bardziej wyeksponować. Otrzymał też wyraźny zakaz udzielania jakichkolwiek posług duszpasterskich Polakom. O. Kapistran nigdy nie złożył podania ani o Volkslistę ani o Kennkartę, ale jako że był urodzony z ojca Niemca władzom to wystarczało.
Tymczasem o. Kapistran, mimo zakazu i grożących mu represji, służył Polakom na różne sposoby. Z „niemieckiego” kościoła nigdy nie wypraszał Polaków, słuchał spowiedzi po polsku i odprawiał potajemnie nabożeństwa także po polsku. Gdy zakazano mu zatrudniać w kościele Polaków on przez całą wojnę utrzymywał polskiego organistę, sekretarza kancelarii i kościelną. Wszyscy ministranci też byli z polskich rodzin.
Regularnie odprawiał dla Polaków przy zamkniętych drzwiach w okolicznych parafiach jak w Praszce, Rudnikach, Wieruszowie, Okalewie i Dąbrowie. Pełnił posługę dla polskich sióstr antoninek i felicjanek w Wieluniu, Lututowie, Wieruszowie i Rybce. Regularnie wspierał materialnie kilku ukrywających się polskich kapłanów.
W Wieluniu powszechnie o tym wiedziano. Trzykrotnie był zatrzymywany przez Gestapo na kilka dni za udzielanie sakramentów Polakom. W efekcie wielu miejscowych Niemców nazywało kościół klasztorny „polskim kościołem” a niektórzy odgrażali się, że doniosą władzom za tę partyzantkę o. Kapistrana.
Przez całą wojnę mieszkał w małym pokoiku bez pieca, koło zakrystii, gdzie jednocześnie mieścił się magazyn wszystkich kościelnych utensyliów. Dopiero pod koniec wojny udało mu się przekupić pewnego urzędnika i zwolniono dla niego jedną rozmównicę.
Tuż po zakończeniu wojny, na fali rozliczeń za kolaborację, niektórzy w Wieluniu usiłowali oskarżać o. Kapistrana o wysługiwanie się Niemcom. Wtedy o. prowincjał Galikowski po wysłuchaniu relacji wielu osób z Wielunia, w stanowczym piśmie do biskupa Kubiny w Częstochowie wystąpił w jego obronie, przedstawiając prawdziwy obraz sytuacji w Wieluniu podczas wojny. Okazało się, że jedynym zarzutem było to, że o. Kapistran ostrzegał Polaków wchodzących do kościoła, aby nie narażali się Niemcom na represje i aby zachowali ostrożność.
Po wojnie wraz z grupą braci naszej prowincji udał się do prowincji św. Jadwigi z pomocą personalną. Był między innymi w Dusznikach Zdroju i Wrocławiu.
Kiedy prowincja rozszerzała swoją obecność na nowych terenach, został w 1952 r. skierowany do nowo otwartej placówki w Helu, ale ostatecznie objął sąsiednią parafię w Kuźnicy, także na półwyspie helskim, gdzie duszpasterzował aż do śmierci.
W czwartek 5 maja 1955 r. niespodziewanie dostał udaru mózgu i jednocześnie zapalenia płuc. Natychmiastowa pomoc lekarska okazała się bezskuteczna. Nie odzyskawszy przytomności zmarł następnego dnia, 6 maja przy biciu dzwonów na Anioł Pański. Tak podaje notatka miejscowego dziekana, który wcześniej udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych i jaką przekazał do kurii w Pelplinie. Tak też zapisano w księgach parafialnych w Kuźnicy. Prowincjalny nekrolog, z niejasnych przyczyn, podaje jednak datę śmierci na 5 maja.
O. Kapistran żył 60 lat, w zakonie 40, w kapłaństwie 31. Pochowano go na cmentarzu parafialnym w Kuźnicy.
o. Ezdrasz Biesok OFM