Jednym z dłużej urzędujących prowincjałów był o. Teofil Zawieja. Poniekąd wynikało to z faktu, że według ówczesnych Konstytucji Generalnych, kadencja prowincjała mogła być powtórzona na drugie sześciolecie. Choć lata jego urzędowania przypadły na trudny okres w kraju tzn. od poznańskiego czerwca 1956 r. do gomułkowskiego przesilenia w 1968 r., to jednak przeprowadził Prowincję w spokoju, nie narażając jej na straty ani na konflikty z władzami, a kładąc raczej nacisk na jej wewnętrzny rozwój i pielęgnację ducha zakonnego. Dowiadujemy się o tym ze wspomnień, oficjalnych dokumentów oraz pism, które po sobie zostawił.
Antoni Zawieja urodził się 25.05.1913 r. w miejscowości Śląsków w gminie Jutrosin, w rodzinie małorolnego chłopa Tomasza i Heleny Kasprzak. W tym samym roku zmarł jego ojciec i mama wyszła ponownie za mąż, za niejakiego Izbickiego. Z obu tych małżeństw miał trzech braci. Szkołę powszechną odbywał w Starym Sielcu, Szkaradowie, Rawiczu i Poznaniu. W latach 1926-1928 był alumnem Niższego Seminarium Duchownego we Wronkach. Była to tzw. „Preparanda”. Następnie w latach 1928-1931 uczęszczał do państwowego gimnazjum w Rybniku, mieszkając jednocześnie w klasztorze rybnickim.
Do zakonu wstąpił w 1931 r. Nowicjat rozpoczął 30.07.1931 r. w Wieluniu pod imieniem brat Teofil. Habit przyjął z rąk o. Michała Porady, ówczesnego magistra nowicjuszy. Profesję czasową złożył 31.07.1932 r. w Wieluniu. Studia filozoficzne odbył w Osiecznej (1932-1934), a teologiczne we Wronkach (1934-1938). W jednej z opinii napisano, że bardzo interesuje się misjami zagranicznymi. Profesję wieczystą złożył 21.09.1935 r. we Wronkach, a święcenia prezbiteratu przyjął 26.09.1937 r. we Wronkach z rąk biskupa Walentego Dymka. Od lipca 1938 r. do września 1939 r. mieszkał w Panewnikach będąc osobistym sekretarzem prowincjała o. Galikowskiego. Tuż przed wojną otrzymał okolicznościowy dyplom od seminaryjnego koła misyjnego w dowód wdzięczności za wspieranie aspiracji misyjnych ówczesnych kleryków.
Po wybuchu wojny przez sześć miesięcy pozostał w Panewnikach jako zwykły kapłan bez konkretnej funkcji. W lipcu 1940 r., ze względu na okupację, był zmuszony opuścić Panewniki. Udał się do prowincji św. Jadwigi, gdzie do końca wojny mieszkał w klasztorze w Brückenort (Borki Wielkie). Był tam, między innymi, zakrystianem. Prawdopodobnie był to sposób ukrywania przed władzami niemieckimi faktu bycia polskim kapłanem, co było niebezpieczne.
Po przejściu frontu sowieckiego, od 6.01.1945 r. do 23.08.1945 r., zarządzał jako administrator parafią w Sternalicach koło Olesna. Niebawem jednak wrócił do Panewnik i znowu podjął pracę sekretarza prowincjała. Poświęcał się też Trzeciemu Zakonowi i duszpasterstwu sióstr zakonnych. Od 1 listopada 1945 r. do lutego 1946 r. pracował w duszpasterstwie we Wrocławiu-Karłowicach. Wrócił następnie do Panewnik, gdzie w latach 1946-1949 pełnił funkcję magistra nowicjuszy.
W latach 1949-1956 przebywał w Wieluniu w charakterze prezesa klasztoru. W Wieluniu było wtedy tylko dwóch ojców i dwóch braci. Oddawał się tam w pierwszej kolejności pracy rekolekcyjno-misyjnej. Był ojcem duchownym kapłanów diecezjalnych kilku dekanatów, spowiednikiem wielu sióstr zakonnych i głosił mnóstwo rekolekcji, których zestawienie jest imponujące. Nie zaniedbywał jednak klasztoru. Odnowił w tym czasie kościół i wystarał się o renowację zabytkowych obrazów. Z kroniki wieluńskiej dowiadujemy się, że w przyklasztornym, małym gospodarstwie było wtedy dwieście kur i dwie krowy. W imieniu prowincjała zawarł umowę z kuratorium oświaty w sprawie dzierżawy pomieszczeń klasztornych na cele szkolne. Bratu Bronisławowi, który tam wtedy przebywał, polecił wyuczyć się na organistę i odbyć szkołę haftu u Sióstr Antoninek. Już wtedy cieszył się powszechnym szacunkiem u ludzi i kapłanów. Był bardzo troskliwy o współbraci i chętnie ich obdarowywał różnymi rzeczami.

o. Teofil Zawieja OFM, 1913-1983
Niebawem jednak w jego życiu zaszła wielka zmiana. Kapituła prowincjalna w 1956 r. odbywała się w momencie, w którym prymas Wyszyński był jeszcze uwięziony, a z kurią generalną w Rzymie nie było kontaktu. Przewodniczący episkopatu biskup Michał Klepacz mianował zatem wizytatora dla prowincji w osobie o. Sylwestra Niewiadomego, bernardyna. O. Teofil nie brał udziału w kapitule. Z akt kapitulnych dowiadujemy się, że nie był też przez większość brany pod uwagę jako kandydat na prowincjała. Gdy jednak po pierwszym głosowaniu okazało się, że także jego kandydatura ma szansę, wtedy w drugim głosowaniu od razu przeszedł przytłaczającą większością. Wiadomość ta zastała go w Wieluniu wywołując u niego prawdziwy szok. Dosyć długo wahał się czy ten wybór przyjąć. Najbardziej obawiał się tego, że będzie musiał spotykać się z różnymi biskupami. W prowincji bowiem żyła pamięć nie najlepszych relacji z pewnym arcybiskupem. Ostatecznie wybór przyjął. Po upływie kadencji został wybrany ponownie na kapitule w 1962 r.
Jako prowincjał brał udział w dwóch Kapitułach Generalnych: w 1957 r. w Asyżu i w 1967 r. również w Asyżu. W czasie pierwszej z tych kapituł zmontował koalicję wśród uczestników kapituły celem przeforsowania kandydatury o. Chryzostoma Kurka na definitora generalnego. Starania te zostały uwieńczone sukcesem. Pobyt we Włoszech wykorzystał ponadto, aby przywieźć nowe brewiarze łacińskie dla całej prowincji oraz sporo literatury o tematyce franciszkańskiej po włosku, którą następnie tłumaczono na polski. Dotychczas był bowiem w Polsce duży niedobór pism dotyczących duchowości naszego Zakonu.
W 1963 r. miał ponownie udać się do Asyżu na Kongregację Generalną Zakonu, która zwyczajowo odbywała się raz na sześć lat między kapitułami generalnymi. Niestety, tym razem miał problem z otrzymaniem paszportu. Przez długi czas władze zwlekały z decyzją o przyznaniu dokumentu podróży, a tymczasem obrady w Asyżu już się zaczęły. Ojciec Generał poinformowany o całej sytuacji telegramował, że mimo wszystko, jak tylko to się uda, ma przyjeżdżać, choćby w ostatnich dniach Kongregacji. W pewnym momencie, kiedy zniecierpliwiony Ojciec Prowincjał zapytał wprost naczelnika urzędu paszportowego w Katowicach o to co jeszcze powinien zrobić, żeby ten paszport otrzymać, usłyszał szczerą odpowiedź, że jest to możliwe, ale „prywatnie”. Ten w swojej prostocie odrzekł – no to zwracam się teraz do Pana prywatnie. Dopiero w tym momencie urzędnik oświecił o. Teofila, że prywatnie znaczy z załącznikiem dewizowym w kopercie. W ten sposób wszystko się wyjaśniło i Ojciec Prowincjał czym prędzej wyjechał do Asyżu. W Asyżu okazało się jednak, że Kongregacja Generalna właśnie się zakończyła. Niemniej o. Teofil został serdecznie przywitany, a Ojciec Generał pragnąc wynagrodzić mu poniesione trudy i aby wyprawa nie okazała się daremna, wysłał go na dłuższy pobyt do Ziemi Świętej. Popłynął tam statkiem i takim sposobem zwiedził Ziemię Świętą, co normalnie nie byłoby możliwe. Na kolejną kapitułę w 1967 r. dotarł już bez przygód. Został wtedy wybrany na referenta komisji misyjnej. Jak widać nadal żył sprawami misyjnymi.
Po złożeniu urzędu prowincjała w 1968 r. został skierowany do Orlika w charakterze kapelana Sióstr Franciszkanek, gdzie przebywał do śmierci. W 1978 r. generał Zakonu o. Konstantyn Koser mianował go wizytatorem generalnym Prowincji św. Jadwigi przed mającą się tam odbyć w następnym roku kapitułą prowincjalną. Do końca życia poświęcał się pracy kaznodziejskiej i duszpasterstwu sióstr zakonnych.
O. Teofil zmarł 3.01.1983 r. w szpitalu miejskim w Chojnicach. Pogrzeb odbył się 5.01.1983 r. w Orliku. Został pochowany na cmentarzu zakonnym Sióstr Franciszkanek w Orliku. Żył 69 lat, w Zakonie 52, w kapłaństwie 45.
Był bibliofilem i gromadził sporo książek dla bibliotek klasztornych. Miał też sporo autoironii, kiedy o swoim własnym księgozbiorze powiadał – miał mnich dużo knich, a nie wiedział co w nich.
Przeżył kiedyś ciężki, na pozór, wypadek drogowy. Otóż samochód prowadzony przez pewnego współbrata, wpadł na drodze pod Opolem w poślizg i koziołkował. Ojca Teofila, siedzącego jako pasażer, siła odśrodkowa wyrzuciła przez bagażnik i tylną szybę na zewnątrz. Paradoksalnie uratowało go to, że nie zapiął pasów bezpieczeństwa, co wtedy zresztą nie było obowiązkowe. Wypadek skończył się małymi draśnięciami.
W prowincji na stałe przylgnęła do niego ksywa – Jegomościnek. Miał bowiem zwyczaj zwracać się do współbraci właśnie per Jegomościnku.
o. Ezdrasz Biesok OFM