Na cmentarzu zakonnym w Panewnikach zachowała się już tylko tablica nagrobna zakonnika, którego współcześni uważali za świętego. Był to ojciec Alfons Rogosz. Dzisiaj już tylko wspominamy rocznicę jego śmierci, a warto dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Ignacy Rogosz urodził się 28 lipca 1858 r. w Wierzchu koło Prudnika. Był piątym dzieckiem w rodzinie i także jego młodszy brat wstąpił do zakonu i jest nam znany jako o. Wilhelm Rogosz. Ojciec wcześnie osierocił rodzinę i trud wychowania całej gromady podjęła matka. Początkowo podjął naukę w gimnazjum w Prudniku i tam zapewne bliżej poznał pierwszych franciszkanów, którzy od 1863 r. właśnie w Prudniku objęli jeden z pierwszych po kasacie klasztorów na Śląsku. Byli to rekolekci z prowincji saksońskiej św. Krzyża. Gdy młody Ignacy już dorastał, w 1870 r. rekolekci założyli na Górze Świętej Anny szkołę dla chłopców tzw. kolegium serafickie. Dwunastoletni Ignacy pod wpływem imiennika o. Ignacego Jeilera, który był jego pierwszym duchowym przewodnikiem i pomógł odczytać głos powołania, przeniósł się do tego kolegium z postanowieniem zostania franciszkaninem. W tym czasie zmarła też jego matka. Nie było to wszelako jedyne trudne przeżycie na drodze powołania. W kwietniu 1875 r. na fali pruskiego kulturkampfu odradzający się klasztor na Górze św. Anny spotkał kolejny cios w historii. Niespodziewanie, 17 kwietnia tego roku w klasztorze pojawiła się państwowa komisja w towarzystwie żandarmów, która przeprowadziła szczegółową rewizję i zażądała odesłania wszystkich uczniów z kolegium do domów rodzinnych. Przed powrotem do domów, większość młodzieńców, a wraz z nimi Ignacy, udała się na pielgrzymkę na Jasną Górę powierzając się opiece Matki Bożej, a dopiero potem do domów, gdzie czekali na dalsze decyzje państwowe.
Niestety również klasztor annogórski został zlikwidowany dekretem rządowym i nie było już do niego powrotu. Mimo stawianego oporu władze zakonne nie miały wyjścia i prowincja podjęła decyzję o rozesłaniu braci do różnych prowincji zakonu na świecie, między innymi do USA. Ignacy także zwrócił się do prowincjała o. Grzegorza Janknechta aby i on mógł tam pojechać. Niestety, jako jeszcze małoletni nie otrzymał zgody swojego prawnego opiekuna, który sposobił go do zawodu kupca. Miał podobno bowiem w tym kierunku niemałe zdolności. Wobec powyższego, chłopiec, korzystając pewnego razu z dnia wolnego, samowolnie opuścił rodzinne strony i wyruszył do Holandii, dokąd już wcześniej udało się także wielu pruskich franciszkanów. Tam zwrócił się do miejscowego prowincjała, który 10 lutego 1876 r. przyjął go do nowicjatu w Harresveld. Wtedy też otrzymał imię zakonne br. Alfons.
W Holandii młody zakonnik przeszedł całą formację zakonną i seminaryjną i przyjął święcenia kapłańskie 26 maja 1885 r. z rąk pewnego nieznanego nam z imienia amerykańskiego biskupa. Jako neoprezbiter pracował duszpastersko w Holandii, Belgii, Nadrenii i Westfalii.
W tym czasie, w polityce państwa pruskiego następowały powolne zmiany. W miarę jak mijała burza pruskiej walki o kulturę i saksońska prowincja rekolektów znów powracała na Śląsk, również i on nie miał chwili wahania aby to uczynić. Najpierw podjął posługę jako spowiednik katedry wrocławskiej. Biskup wrocławski, późniejszy kardynał Jerzy Kopp, zawarł bowiem umowę z prowincją saksońską o posługę spowiedników na Ostrowie Tumskim. Warunkiem jednak było aby spowiednicy znali, oprócz niemieckiego także język polski. O. Alfons był jednym z tych, którzy spełniali wymagane warunki. Obowiązek nie był mały gdyż obejmował codzienne dyżury w konfesjonale w godzinach od 5.00 do 12.00 i od 16.00 do 20.00. Powoli przestrzeń wolności dla zakonu poszerzała się i także na Górę św Anny od 1881 r. dyskretnie zaczęli powracać zakonnicy. Ich oficjalny powrót nastąpił w 1887 r. pod przewodnictwem gwardiana o. Atanazego Kleinwächtera. W grupie pierwszych braci był o. Alfons, który odtąd całkowicie oddał się pracy kaznodziejskiej, a szczególnie głoszeniu misji ludowych. Jako misjonarz przemierzył wszystkie większe miejscowości na Śląsku. W jednym ze wspomnień pośmiertnych napisano, że na ambonie nie lubił słów “owijanych w bawełnę” ale słynął ze szczerości. W dowód uznania za tę gorliwość kaznodziejską papież Leon XIII nadał mu tytuł Misjonarza Apostolskiego. Łączyły się z tym liczne przywileje liturgiczne i jurysdykcyjne.
Po kilku latach o. Alfons sam został gwardianem na Górze św. Anny. Zapisał się w dziejach tego klasztoru szczególnie tym, że odnowił wszystkie stacje kalwaryjskie i jako troskliwy gospodarz sanktuarium. Miał zwyczaj co tydzień odwiedzać wszystkie stacje dróżek kalwaryjskich i dokonywać przeglądu ich stanu technicznego. Wszelkie wykryte usterki od razu starannie reperował. Dzięki jego zapobiegliwości udało się zniwelować niebezpieczne osuwisko między kościołem klasztornym a kaplicą św. Rafała. W miejscu tym znajdowało się bowiem wyrobisko po wcześniejszym kamieniołomie, które coraz bardziej podmywane przez ulewne deszcze groziło katastrofą. Zorganizował w tym celu cały obóz pracy aby zasypać głęboką przepaść. Później w tym miejscu powstała grota ku czci Matki Bożej. Kolejnym miejscem jego pobytu od 1905 r. stał się klasztor w Borkach Wielkich, którego budowę podjęła prowincja. O. Alfons stał się jednym z jego budowniczych.
Po I wojnie światowej o. Alfons znalazł się w komisariacie panewnickim, który, znajdując się w granicach odrodzonego państwa polskiego zaczął przejmować dawne, skasowane niegdyś przez zaborców klasztory. Początkowo został skierowany do klasztoru w Choczu, który zaczął odnawiać i wznawiać kult w kościele klasztornym. Gdy zaś w 1923 r. komisariat panewnicki połączono z resztkami dawnej prowincji Niepokalanego Poczęcia został mianowany pierwszym magistrem nowicjatu w Wieluniu. Uchodził bowiem za wytrawnego mistrza i znawcę życia duchowego. Nie pełnił jednak tej funkcji długo gdyż zaczął powoli opadać z sił.
Pod koniec życia został przeniesiony do klasztoru panewnickiego gdzie godzinami pełnił posługę w konfesjonale, zawsze widziany z różańcem w ręku. Powoli zaczął też tracić wzrok i otrzymał specjalne pozwolenie na odprawianie tylko mszy św. wotywnych o Matce Bożej i za zmarłych, które mógł recytować z pamięci. Zapamiętano go, jak każdorazowo szedł do kaplicy niemalże żółwim tempem, aby głosić konferencje dla młodych braci o cnotach franciszkańskich. Długo też zapadały w pamięci jego jędrne, jak to określano, kazania do ludu o rzeczach ostatecznych. Przez ostatni rok życia już nie opuszczał celi zakonnej. Zmarł w Panewnikach, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego 25 marca 1934 r. Pogrzeb odprawił jego rodzony brat o. Wilhelm, a kondukt żałobny poprowadził wikariusz generalny z Katowic ks. infułat Kasperlik.
O. Alfons żył 75 lat, w zakonie 58, w kapłaństwie 49.
O. Kolumban Sobota napisał w swoich wspomnieniach: Był to prawdziwy syn św. Franciszka, vir exemplaris et perfectus. Lud go uważał za świętego i z wielkim zaufaniem się modli na jego grobie. Opowiadają, że doznali już rozmaite łaski przy tym grobie.
o. Ezdrasz Biesok OFM