o. Julian Lewandowicz OFM, 1912-1997

Franciszkanin z pędzlem i sztalugą (o. Julian Lewandowicz OFM, 1912-1997)

Franciszkanin z pędzlem i sztalugą (o. Julian Lewandowicz OFM, 1912-1997) 375 500 Śląscy Franciszkanie

Nieczęsto się zdarza, że oprócz zwyczajnych, zakonnych i kapłańskich obowiązków, potrafią bracia pielęgnować i rozwijać także swoje osobiste talenty. Na pewno wymaga to wielkiej pasji, ale też konsekwentnej i systematycznej pracy. Takim przykładem jest bez wątpienia o. Julian Lewandowicz, który swój malarski talent rozwinął właśnie w Zakonie i pielęgnował go aż do śmierci, a czynił to w ten sposób, jak ktoś o nim napisał, że pędzlem wyrażał swój franciszkański podziw dla Stwórcy i stworzenia.

Florian Lewandowicz urodził się 26 kwietnia 1912 r. w Koźminie Wielkopolskim, w rodzinie ślusarza Romana i Marii Morawskiej. Mama była wnuczką generała Franciszka Morawskiego. Miał siedmioro rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły powszechnej, w latach 1926-1931 uczył się w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Koźminie. Po jego ukończeniu, na krótko podjął pracę wiejskiego nauczyciela w powiecie leszczyńskim. Powoli jednak dojrzewało w nim powołanie zakonne i podjął decyzję o wstąpieniu do franciszkanów.

Trochę nietypowo, bo styczniu 1933 r., rozpoczął nowicjat w Wieluniu przyjmując imię zakonne brat Julian. Po upływie roku, złożył tam pierwszą profesję zakonną. Następnie jako kandydat do kapłaństwa, przeniósł się do studium filozofii w Osiecznej, a następnie do Wronek gdzie studiował teologię. Był utalentowany muzycznie i grał w seminaryjnej orkiestrze na drugich skrzypcach. W klasztorze wronieckim, 27 stycznia 1937 r. złożył profesję uroczystą. W tym też roku 26 września, przyjął święcenia diakonatu i prezbiteratu z rąk biskupa Walentego Dymka, również w kościele klasztornym we Wronkach. Pierwszym klasztorem, do którego trafił po święceniach była Osieczna.

Doceniając jego talent malarski przełożeni skierowali go od 1938 r. na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Poznał wtedy całą plejadę sławnych polskich artystów, a z wieloma wręcz się zaprzyjaźnił. Jednym z jego mistrzów był Zbigniew Pronaszko. Jak mówią znawcy przedmiotu to od niego właśnie przejął założenia koloryzmu w swojej twórczości. Do wybuchu wojny zdołał ukończyć jedynie trzy semestry. Wojna wszelako nie przeszkodziła mu w dalszym kształceniu, bowiem mógł pozostać w Krakowie i zapisać się do Statliche Kunstgewerbeschule Krakau (Szkoła Sztuk Zdobniczych) w której uczono artystycznego rzemiosła, a nauczycielami byli ci sami wykładowcy ze zlikwidowanej Akademii. W czasie całego pobytu w Krakowie mieszkał najpierw u bernardynów, a następnie u reformatów. Mógł też realizować kolejną swoją pasję – kajakarstwo na Wiśle.

Nie obyło się jednak bez wojennych przygód. Przebywając z jakiegoś powodu w Warszawie, w sylwestrową noc, w niewyjaśnionych okolicznościach został aresztowany i osadzony na Pawiaku, czyli w więzieniu przy ulicy Pawiej. Spędził tam kilka miesięcy. Okazało się jednak, że wśród strażników więziennych są tam i tacy, którzy wcześniej pracowali w więzieniu we Wronkach i dobrze go znali. Dzięki temu o. Julian mógł pełnić czasem posługę spowiedzi, a raz nawet pozwolono mu odprawić Mszę świętą i roznosić Komunię więźniom.

Po wojnie o. Julian w normalnym trybie ukończył studia uzyskując bardzo dobre wyniki. Przyznano mu nawet nagrodę pieniężną za wybitnie osiągnięcia artystyczne. W 1947 r. uzyskał stopień magistra sztuk pięknych Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Okres powojenny był dla ojca Juliana, przede wszystkim, czasem normalnej pracy duszpasterskiej. Początkowo był w Poznaniu, a następnie do 1954 r. był w Kobylinie oraz przełożonym w Jarocinie i jakiś czas we Wronkach. W latach 1957-65 był przełożonym w Pakości, a następnie ponownie wrócił do Wronek, gdzie pozostał do 1971 r. kiedy to ostatecznie osiadł w Poznaniu.

Niemniej, o. Julian przez całe życie pozostał wierny swojej malarskiej pasji. Do śmierci, mimo różnych obowiązków zakonnych, które mu powierzano, nie odstępował od sztalug i nie wypuszczał z ręki pędzla. Uprawiał przede wszystkim malarstwo sztalugowe posługując się różnymi technikami, głównie olejną, akwarelową i pastelową. Tworzył też malarstwo ścienne. Wykonał malowidła na sklepieniu kaplicy loretańskiej w kościele klasztornym w Poznaniu, a także polichromię zakrystii w Kobylinie, malowidła w Pakości czy kaplicy piastowskiej w Opolu. Spod jego pędzla wyszły takie obrazy jak „Święta Rodzina” w klasztorze poznańskim, „Stygmatyzacja św. Franciszka” w klasztorze panewnickim, czy „Św. Józef z Dzieciątkiem” we Wronkach. Niemniej, obrazy religijne stanowiły tylko małą część jego bogatej twórczości. Najczęściej lubił portretować ludzi oraz malować pejzaże gór i morza, martwą naturę czy miejski ruch uliczny. Malował w zasadzie wszystko oprócz aktów. W sumie stworzył ponad 1500 dzieł. Jak ktoś napisał w pewnym miejscu, z wszystkich jego dzieł emanuje postawa franciszkańska, pogoda, spokój, świadomość przemijania życia i zachwyty nad pięknem świata.

Z jego malowaniem wiązały się różne zabawne historie, jak na przykład ta związana z różnymi niedoborami na rynku. W PRL-u okresowo brakowało różnych rzeczy. Kiedy więc przyszła kolej na braki płótna potrzebnego do malowania obrazów, o Julian „rekwirował” gdzie tylko mógł płócienne obrusy, nawet te ołtarzowe, żeby tylko było na czym malować.

Był dobrze znany w środowisku malarskim i należał do Związku Polskich Artystów Plastyków. Dzięki temu mógł organizować wystawy swoich prac. Jako artysta malarz brał udział w 19 wystawach i salonach wystawienniczych. Miał też dwie wystawy indywidualne. Eksponował swoje obrazy głównie w Poznaniu, ale także w Krakowie, Warszawie, Łodzi i Szczecinie. W jednej dziedzinie był jednak „stygmatyzowany”. Otóż jego prace były z polecenia władz celowo pomijane w ministerialnych zakupach sztuki dla muzeów państwowych. O. Julian zawsze i wszędzie występował jako franciszkanin i jako taki był znany w środowisku, a władza ludowa nie mogła dopuścić, aby w socjalistycznych muzeach eksponowano prace jakiegoś zakonnika. Z tego też powodu jego prace można dzisiaj oglądać jedynie w galeriach prywatnych. Oprócz największego zbioru, który znajduje się w klasztorze poznańskim i pojedynczych prac w różnych innych klasztorach, są także zagranicą w zbiorach w Argentynie, Austrii, Belgii, Danii, Holandii, Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii, a nawet w muzeach watykańskich. Jego twórczość doczekała się szeregu opracowań naukowych. Jego prace do dzisiaj pojawiają się na internetowych aukcjach sztuki.

Krótko przed śmiercią, o. Julian jako naoczny świadek, zdążył opisać pewne okoliczności powrotu klasztoru poznańskiego do naszego Zakonu. Otóż, jak wspomina, on sam jeszcze w lecie 1939 r. towarzyszył prowincjałowi o. Antoniemu Galikowskiemu podczas wizyty u prymasa Hlonda. Celem wizyty były zabiegi o zwrot klasztoru na Garbarach. Prymas jednak wynajdywał 101 powodów, żeby klasztoru nie zwrócić. Po wyjściu o. Prowincjał miał krótko skwitować, że on ten klasztor trzyma dla swoich salezjanów, ale Pan Bóg sprawi, że będzie to nasze. Po wojnie, kiedy 1946 r. ordynariuszem poznańskim został biskup Walenty Dymek, z którym Prowincja miała lepsze relacje, a jego brat był dobrym znajomym o. Juliana, sprawa potoczyła się bez przeszkód i takim sposobem do Poznania wrócili franciszkanie. O. Julian był nawet przeznaczony na pierwszego przełożonego, ale zachorował na żółtaczkę, którą ciężko przechodził i naznaczono kogoś innego.

O. Julian zmarł 1 stycznia 1997 r. w Poznaniu. Żył 85 lat, w Zakonie 63, w kapłaństwie 60. Został pochowany w Poznaniu na Miłostowie.

o. Ezdrasz Biesok OFM