o. Antoni Galikowski OFM, 1879-1950

Homo doctus, prudens et pacificus (o. Antoni Galikowski OFM, 1879-1950)

Homo doctus, prudens et pacificus (o. Antoni Galikowski OFM, 1879-1950) 374 500 Śląscy Franciszkanie

Jedną z osób, które wywarły największy wpływ na dzieje prowincji był o. Antoni Galikowski. Wstępując do Zakonu, jeszcze w czasach zaborczych, stał się niejako łącznikiem tamtej epoki z prowincją w obecnym kształcie, który zresztą sam, w znaczniej mierze formował jako wychowawca, profesor i prowincjał. Jak dotąd nikt nie pokusił się o dokładniejsze zebranie faktów z jego życia. Niech zatem to wspomnienie będzie przyczynkiem do jego biografii.

Wincenty Galikowski urodził się 22 stycznia 1879 r. w Łągu koło Czerska na Pomorzu, w rodzinie Jana i Marii z domu Żynda. Był dziesiątym z dwanaściorga rodzeństwa. Ojciec był małorolnym chłopem i zmarł kiedy Wincenty miał zaledwie sześć lat. Chłopiec ukończył pruską szkołę powszechną w 1893 r. Będąc 19-letnim młodzieńcem zwrócił się do swojego proboszcza o pomoc w znalezieniu jakiegoś zakonu w którym mógłby bezpłatnie wyuczyć się na księdza, gdyż rodzina nie była w stanie pokryć takich kosztów. Proboszcz pomógł mu napisać podanie i takim sposobem młody Wincenty został w 1898 r. uczniem w szkole werbistów w Nysie. Przez trzy lata nauki jego matka starała się, w miarę możności, przesyłać mu na naukę 25 marek miesięcznie. Nie było to wiele, ale Wincenty jako bardzo zdolny uczeń bardzo szybko zdołał polepszyć swoją sytuację udzielając korepetycji dzieciom pewnej niemieckiej rodziny koło Nysy.

W tym czasie miało miejsce wydarzenie, swoisty uśmiech losu, które szerzej otwarło przed nim drogę do kapłaństwa. Przechadzając się koło jakiegoś dworu zobaczył dojrzałe jabłka na drzewach. Mając wielki apetyt na te jabłka, wszedł do środka z zamiarem kupna kilku jabłek. Jednakże dziedziczka na jego widok niemalże zdrętwiała myśląc, że widzi zjawę gdyż Wincenty był uderzająco podobny do jej zmarłego syna, który uczył się na księdza lecz niedawno zmarł. Kiedy wszystko się wyjaśniło i pokazała mu jego zdjęcie, a on opowiedział o swojej sytuacji, dziedziczka zdecydowała, że pieniądze, których nie wydała na kształcenie syna, teraz przeznaczy na naukę nieznanego młodzieńca. Takim sposobem Wincenty już bez większych problemów dalej mógł się uczyć choć, będąc człowiekiem chorowitym, został zmuszony przerwać na rok naukę. Po ukończeniu nyskiego kolegium, kolejne trzy lata spędził w Mödling koło Wiednia, w kolegium św. Gabriela. W tym czasie opanował biegle siedem języków.

W 1904 r. kiedy 25-letni już Wincenty po zakończonej nauce wrócił w rodzinne strony, spotkał o. Anastazego Szpręgę, komisarza wymierającej prowincji pruskiej franciszkanów, który także pochodził z tych stron i przybył w odwiedziny do rodziny, ale przede wszystkim, wizytował III Zakon. Jego pobyt był w okolicy wielkim wydarzeniem i relacjonowała go nawet lokalna prasa. Po spotkaniu ze słynnym zakonnikiem, Wincenty zdecydował się na wstąpienie do franciszkanów. O. Szpręga przyjął go do zakonu pod imieniem Antoni i wysłał natychmiast na formację do zjednoczonej w tym czasie małopolskiej prowincji bernardynów i reformatów, najpierw do Leżajska, celem odbycia nowicjatu (1904/5), a następnie, po złożeniu pierwszej profesji, na filozofię do Sokala (1905-1907). Wreszcie w latach 1907-1911 odbył studia teologiczne we Lwowie, mieszkając w klasztorze św. Andrzeja. Studia ukończył z wynikiem summa cum laude. Święcenia kapłańskie przyjął 2 lutego 1910 r. kaplicy seminaryjnej we Lwowie z rąk tamtejszego biskupa pomocniczego, Władysława Bandurskiego. Prymicyjną mszę św. odprawił we Lwowie, następnie u owej dobrodziejki, która finansowała jego naukę i wreszcie w rodzinnej parafii. Ukończenie studiów zbiegło się z ponownym oddzieleniem się reformatów od bernardynów w 1911 r. ale nie miało to już dla niego znaczenia, gdyż wrócił do prowincji macierzystej. Tu był zupełnie inny problem.

Właśnie zmarł komisarz prowincji o. Szpręga. W tej sytuacji, w szczątkowej prowincji przez dwa lata panowało swoiste bezkrólewie. O. Antoni początkowo (1911-1913) pracował we Wronkach przy parafii diecezjalnej, a następnie, od marca 1913 r. w Miejskiej Górce na Goruszkach. Najwyraźniej jednak był człowiekiem rozmiłowanym w nauce i wraz z rozpoczęciem wojny w 1914 r. zapisał się na uniwersytet Fryderyka Wilhelma w Berlinie, gdzie studiował filozofię i nauki państwowe. Następnie, w latach 1917-1919 studiował we Wrocławiu prawo kanoniczne, filozofię i historię literatury niemieckiej. Wreszcie, już w wyzwolonej Polsce, od 1919 r. studiował w Poznaniu, gdzie uzyskał w 1921 r. tytuł doktora filozofii na podstawie rozprawy „Bóg jako przyczyna samego siebie według Hermana Schella”. Tam też w 1922 r. zdał egzamin z pedagogiki.
W tym czasie był już szeroko znany jako dobry zakonnik, gdyż jego nazwisko pojawia się w korespondencji arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego, kardynała Edmunda Dalbora, generała zakonu o. Bernardyna Klumpera i komisarza prowincji o. Zygmunta Janickiego z Krakowa. Korespondencja dotyczyła dalszych losów starej prowincji, wobec odrodzonego państwa polskiego. Sześciu pozostałych braci tejże prowincji pruskiej miało teraz możliwość udania się do klasztorów małopolskich lub zintegrowania się z braćmi przybyłymi do Wielkopolski ze Śląska. Wszyscy, w tym o. Antoni, który był w tej grupie osobą najpoważniejszą, postanowili pozostać. Zdecydowali w ten sposób o zachowaniu ciągłości historycznej prowincji.

Wraz z odrodzeniem prowincji zakonnej w 1923 r., o. Antoni został profesorem studium zakonnego w klasztorze we Wronkach i magistrem kleryków. Wtedy jednak kolejny raz dało o sobie znać jego słabe zdrowie. Poważnie zachorował na płuca i choć początkowo przypisano go do Wielunia, to za zaleceniem konsylium lekarskiego, w 1924 r. został wysłany do Levanto koło Genui, gdzie miało mu pomóc śródziemnomorskie powietrze. Nie marnował tam jednak czasu i po podreperowaniu zdrowia w 1925 r., wykorzystując okazję pobytu we Włoszech, poprosił o zgodę na odbycie przewodu doktorskiego z teologii. Z jego przygotowaniem naukowym nie było już trzeba odbywać dłuższych studiów dlatego, mając już zgodę prowincjała, poprosił generała zakonu o. Bernardyna Klumpera o to, aby w tym celu mógł jakiś czas zamieszkać w klasztorze św. Izydora w Rzymie. Niebawem, bo jeszcze w 1925 r. na Instytucie Archeologii Chrześcijańskiej, uzyskał tytuł doktora teologii.

Po powrocie do Polski w 1926 r. został skierowany do Miejskiej Górki jako profesor filozofii, teologii i prawa kanonicznego oraz jako prefekt studiów, czyli w dzisiejszym rozumieniu rektor seminarium. Tę funkcję pełnił nieprzerwanie do 1938 r. W międzyczasie, wraz ze zmianami lokalowymi seminarium, w 1929 r. przeniósł się do Osiecznej, a w 1932 r. do Wronek. W 1935 r. uczestniczył jako delegat prowincji w światowym kongresie profesorów Zakonu, który odbył się w Zagrzebiu. W latach 1932-1935 był jednocześnie kustoszem prowincji czyli zastępcą prowincjała. W tym czasie cieszył się już w prowincji powszechnym szacunkiem i poważaniem. Wizytator z 1929 r. o. Benedykt Wiercioch w relacji wizytacyjnej do Rzymu charakteryzuje go tymi słowami: 50-letni człowiek, poważny i dobry, pilny, uporządkowany, roztropny ale słabego zdrowia. Wielu proponuje go na prowincjała.

W tym czasie w prowincji stopniowo narastał ostry konflikt, po części na tle narodowościowym, ale w rzeczywistości spowodowany nieopanowaniem emocji niektórych braci. Jego epicentrum był klasztor w Chorzowie. W sprawę zaangażował się sam biskup katowicki Stanisław Adamski. Sam o. Antoni, który stał z boku tego konfliktu, rozgoryczony skłóceniem prowincji, w 1936 r. zwierzył się w liście do przyjaciela z USA, o. Wilhelma Piontka, że chciałby w tej sytuacji nawet przejść do innej prowincji. Jednakże prowincjał o. Michał Porada wyznaczył właśnie definitora o. Antoniego, jako człowieka kompetentnego i zdystansowanego wobec całej sprawy, o zbadanie całej kwestii. Po rozeznaniu wszystkich aspektów konfliktu, w swoim raporcie końcowym z 1937 r., nie widząc innego rozwiązania problemu, zaproponował aby zwrócić się do generała Zakonu o przysłanie wizytatora nadzwyczajnego, który pomógłby braciom wyjść z trudnej sytuacji, a następnie odgórnie zamianować nowego prowincjała. Generał, idąc za tą sugestią, mianował wizytatora w osobie o. Bronisława Szepelaka od bernardynów ze Lwowa. Tenże wizytator, w relacji do generała, jasno zdiagnozował przyczynę konfliktu jako: defectus caritatis seraphicae apud patres. W związku z tym wyraził obawę, że samodzielne wybory nowego zarządu prowincji byłyby wielce niebezpieczne jeśli nie wręcz zgubne dla prowincji. Wobec powyższego wnioskował, idąc za głosem wielu braci z prowincji, mianować dekretem cały zarząd. Przedstawił też charakterystykę tych, których uznał za zdatnych na urząd prowincjała. Na pierwszym miejscu wymienił o. Antoniego Galikowskiego. Niezależnie od niego, jeden z głosów z prowincji w tej sprawie, który dotarł do Rzymu i zachował się w archiwum generalnym zawiera między innymi takie słowa o o. Antonim Galikowskim: Optimus secundum sententiam meam Minister provincialis. Est homo doctus, prudens, pacificus, maturae aetatis, optimus ac observantissimus religiosus, optime curabit de pacificatione ac de bono nostrae provinciae.

W rezultacie, w kwietniu 1938 r. definitorium generalne wybrało go na prowincjała, a 2 maja 1938 r. Stolica Apostolska zamianowała prowincjałem. Na wiosnę 1939 r. o. Galikowski wziął udział w kapitule generalnej zakonu w Asyżu, gdzie wygłosił wielką mowę o Duchu św,, która została wydana drukiem. W tym samym roku, w sierpniu udał się na Polesie i Wołyń gdzie przebywał o. Marcin Szawerna, aby zbadać możliwości założenia klasztoru w obrządku wschodnio-słowiańskim. Tam też zastało go wkroczenie wojsk sowieckich 17 września na tereny wschodniej Polski. O. prowincjał podjął decyzję o powrocie, na piechotę, w habicie i z parasolem w ręce, starał się przedostać do Panewnik. Na przeszkodzie stanęła jednak nowa granica wyznaczona paktem Ribbentrop-Mołotow. Gdy, idącego drogą, mijał autobus z polskimi oficerami, którzy uciekali w kierunku szosy zaleszczyckiej do Rumunii, postanowił zabrać się z nimi. Niestety, autobus został zatrzymany przez sowietów i wszystkich pasażerów umieszczono w zbiorczym obozie jeńców wojennych w Szepetówce na Wołyniu.

W obozie tym znalazło się między innymi czterech polskich generałów. Obozem dowodził sam dowódca frontu ukraińskiego, Marszałek, Deputowany Rady Najwyższej i Bohater ZSRR generał Siemion Timoszenko, który usiłował początkowo namówić polskich oficerów do przejścia na stronę sowiecką. To u niego osobiście interweniowali wspomniani generałowie w sprawie o. Antoniego, aby go uwolnić gdyż znalazł się w obozie zupełnie przypadkowo. Podjęto w tej sprawie dochodzenie, ale tymczasem uwięziono go w celi razem z jakimś Żydem i zmuszono do pracy fizycznej. Kiedy wszystko się wyjaśniło, po tygodniu został uwolniony. Zaraz też poszedł zatrudnić się do szpitala dla polskich jeńców wojskowych jako sanitariusz. Pracujące tam pielęgniarki nakłoniły go, aby zdjął habit gdyż bały się aby ponownie go nie aresztowano. Tak więc, gdy obóz zaczęto likwidować, on w przebraniu pastucha wyruszył w kierunku Lwowa. Niestety, oficerowie polscy nie zgodzili się na współpracę z bohaterem Związku Radzieckiego i w tym samym czasie zaczęto transportować ich do obozu w Kozielsku, a stamtąd do Katynia.

O. Antoni koniecznie zamierzał przedostać się do Generalnej Guberni, ale na moście granicznym w Przemyślu sowiecki sołdat wycelował w niego karabinem i odesłał z powrotem mówiąc krótko: Dawaj nazad! Takim sposobem prowincjał zaczął się błąkać po wschodnich kresach. Najpierw wrócił do Lwowa, gdzie w październiku został życzliwie przyjęty w klasztorze reformatów u św. Rocha przy ul. Janowskiej. Tam przebywał do marca 1940 r. Poważnie odchorował wtedy dotychczasową wędrówkę i będąc w stanie poważnym nawet przyjął sakrament namaszczenia chorych. Na podstawie sowieckiego rozporządzenia musiał jednak opuścić Lwów i przeniósł się do klasztoru w Sądowej Wiszni gdzie pozostał do listopada. Również stamtąd, jako obcy, musiał oddalić się na 100 km od granicy.

Wtedy, dzięki starej znajomości z dawnym wizytatorem o. Bronisławem Szepelakiem ze Lwowa, dostał się do klasztoru bernardynów w Leszniowie pod Tarnopolem i od stycznia 1941 r. został proboszczem w sąsiednim miasteczku Szczurowice nad rzeką Styr. Z uwagi na to, że plebania była zajęta przez sowieckie naczalstwo, zamieszkał w domu ubogiej i bezdzietnej rodziny Józefa i Anny Katyków, jakiś kilometr od kościoła. Rodzina ta wspominała później ojca Antoniego tymi słowami: Co do nabożeństwa i kazania, to był święty ksiądz. Krótkie miał kazania ale warto było posłuchać i wszystkie były bardzo dobre, przedobre i spokojne i bardzo pobożne. Stale się modlił na brewiarzu i różańcu (…). Rozmawiać to rozmawiał z nami i jak kto przyszedł z jakąś sprawą załatwić to lubił porozmawiać. Nigdzie nie chodził. Gdy miał pieniądze to sam dał, żeby tam co kupić. Józef Katyk przyznał też, że co dwa tygodnie musiał chodzić na NKWD zdawać relację o lokatorze i aby go zostawili w spokoju, zeznawał, że to taki dziwak co tylko się modli. Sam o. Antoni regularnie posyłał stamtąd paczki żywnościowe do tamtejszego organisty, wywiezionego na Sybir. Po wojnie zaś same małżeństwo Katyków, które na fali przesiedleń znalazło się na tzw. ziemiach odzyskanych w Gaworowicach koło Grodkowa, jako ludzie starzy i bezdzietni, za sprawą o. Antoniego znaleźli schronienie w klasztorze opolskim.

Tymczasem pod Tarnopol doszedł front niemiecki i niebawem o. Antoni już swobodnie mógł przenieść się bliżej swojej prowincji, choć nie do Panewnik, ale przynajmniej do Generalnej Guberni. I tam też znalazł schronienie w reformackich klasztorach w Bieczu, Zakliczynie i Pilicy, służąc wieloraką pomocą do samego końca wojny.

W 1945 r. powrócił do Panewnik i znowu podjął pełnienie urzędu prowincjała. Teraz, w zupełnie zmienionej sytuacji, stanęły przed nim nowe zadania. Pod jego kierownictwem prowincja, co prawda, znacznie uszczuplona personalnie i w nowych warunkach politycznych, jednak z wielkim zapałem przystąpiła do organizacji życia zakonnego. W pierwszych latach powojennych przejęto szereg nowych placówek, jak klasztory w Wejherowie, Opolu, Wschowie i Poznaniu. Były brane pod uwagę także inne miejsca. Prowincjał przyjął też posługę w parafiach na Helu i w Kuźnicy, na terenie diecezji chełmińskiej. Zdecydował o udzieleniu szerokiej pomocy personalnej prowincji św. Jadwigi, która po wojnie borykała się z ogromnymi brakami personalnymi. Starał się uporządkować sytuację braci przebywających od wojny poza klasztorem, czy to w różnych diecezjach czy nawet za granicą. Wznowił funkcjonowanie kolegium serafickiego, nowicjatu i seminarium w którym sam znowu był wykładowcą. W 1947 r. udał się do Rzymu aby wznowić więź z władzami generalnymi Zakonu i celem uporządkowania wielu spraw narosłych w okresie wojny i okupacji.

Urząd prowincjała pełnił do 1950 r. kiedy to znowu, po dwunastu latach przerwy, można było zwołać kapitułę. Na tejże kapitule złożył urząd prowincjała, ale został wybrany kustoszem prowincji i kolejny raz prefektem studiów. Niebawem jednak, 30 października 1950 r., jako człowiek coraz bardziej schorowany, zmarł w szpitalu w Siemianowicach Śląskich.

o. Antoni Galikowski OFM, 1879-1950

O. Antoni Galikowski przeżył 71 lat, w tym 45 lat w życiu zakonnym i 39 lat w kapłaństwie. Został pochowany na cmentarzu zakonnym w Panewnikach. Wywarł wielki wpływ na całą prowincję. Jako jedyny, liczący się spadkobierca dawnej prowincji pruskiej, zdecydował o ciągłości historycznej prowincji. Jako formator całego pokolenia międzywojennego przekazał wzór dyscypliny zakonnej. Jako wszechstronny profesor i człowiek nauki zapoczątkował wielopokoleniową tradycję intelektualną prowincji. Poprzez swoje decyzje prowincjała, zwłaszcza powojenne, wyznaczył całej prowincji dalszy kierunek jej rozwoju. Poprzez swoje cechy osobiste był wielkim autorytetem dla braci i w najtrudniejszych momentach prowincji stał się jej mężem opatrznościowym.
Był członkiem Związku Polskich Towarzystw Turystycznych. Miał nietypowy i bardzo trudny do odczytania charakter pisma.

o. Ezdrasz Biesok OFM